New Orleans, 2015
Calliadora przetarła swoje zmęczone oczy, od
ponad stu lat razem z Gereonem szuka sposobu na złamanie klątwy ciążącej na
niej, którą obdarzył ją demon. Ich poszukiwania utknęły w miejscu, do tej pory
nie udało im się odkryć w jaki sposób temu stworowi udało się pozostać w jej
ciele. Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca, przynajmniej Kasapi tak
twierdził. Te stwory po opętaniu nie były wstanie długo utrzymać się w ludzkim
ciele, to je wykańczało, pozbawiało mocy.
Dla panny Detras nieśmiertelność wcale nie okazała się taka fajna, jak
myślała na początku. Te ciągłe zmiany tożsamości, otoczenia przyprawiały o
zawrót głowy. Chciała to w końcu zakończyć. Miała dość ciągłej walki z bestią o dominacje nad ciałem, pragnęła znów być prawdziwa sobą.
Przewróciła kolejną stronę dziennika swojego
towarzysza, nadal nie dowiedziała się jakie plany ma wobec niej. Jego notatki
były niedokładne, nie potrafiła ich odczytać zrozumieć jego toku myślenia.
Szybko odłożyła stary zeszyt na miejsce, kiedy tylko usłyszała skrzypnięcie
drzwi frontowych. Miała wyczulone wszystkie zmysły dzięki demonicznej krwi płynącej w jej żyłach.
- Znowu czytałaś mój
dziennik, miałaś się do niego nie zbliżać.
- Skąd wiesz, że to
robiłam ?
- Widzę to w twoich
oczach. Są jak otwarta księga, można ujrzeć w nich wszystko.
Speszona odwróciła
wzrok w drugą stronę co tylko rozśmieszyło Gereona. Oburzona jego zachowaniem
wstała z fotela po czym opuściła pomieszczenie kierując się na dół po starych
drewnianych schodach, które skrzypiały choćby pod najmniejszym kontaktem z
nimi. W jego obecności czuła się nie pewnie, nie wiedziała co powiedzieć.
Ostatni raz obejrzała się za siebie i opuściła starą kamienice, którą
zamieszkiwali przez jakiś czas.
Korzystając z okazji Kasapi postanowił
dokończyć swój plan, zostało mu tak niewiele czasu. To była jedyna szansa do
przywołania czterech jeźdźców apokalipsy z piekieł. Pośpiesznie udał się na strych gdzie
narysował krąg na podłodze używając do tego własnej krwi z drobinkami srebra.
Podniósł starą czarną księgę po czym zaczął recytować zaklęcie:
Aquae et inginit interdictio erratus ,
mizleto ke lopata ominis, awletimkorrz none
manus. Difize morales tu vitto elitum
te mons velida si nota. Karutuz eligiento no apocaliptico inispicjo
morale duravez asames
oblim.
Veneco sandento mikuza AGON-XARE- DE INSIOMA.
Ostatnie słowa wymówił niemal, że
krzycząc. W całym budynku zgasły wszystkie światła, a w pentagramie pojawiło
się troje mężczyzn i kobieta - Zwycięzca, Głód, Śmierć i Wojna.
- Nie spieszyłeś się, aby nas wezwać- odezwał
się Zwycięzca
- Przepraszam,
musiałam znaleźć sposób, żeby oczyścić ciało Calliadory z demonicznej mocy,
która płynie w jej żyłach
- Więc opętał ją demon?
- Tak, starałem się
temu zapobiec ale nie potrafiłem.
- Proroctwo się
spełniło, nasz Pan Lucyfer powróci na ziemię- odezwała się Śmierć po krótkim
czasie. -Wypuść nas z
pentagramu.
- Ale nie zabijecie
mnie prawda ?
- Nie, raczej nie.
Dostarczyłeś nam wiele przydatnych informacji.- odparła Wojna
Gereon podniósł nóż i zeskrobał odrobinę krwi,
aby przerwać pentagram po czym wpuścił apokalipsę do świata żywych.
-Gdzie dziewczyna ?
- Nie ma jej, wyszła.
- Ty głupcze jak mogłeś
jej na to pozwolić.
- Wróci, zawsze
wraca.
Słońce powoli
zachodziło już za horyzontem, Calliadora siedziała na jednej z ławek w
pobliskim parku. Przysłuchiwała się śpiewu ptaków, który z każdą chwilą stawał
się coraz bardziej odległy. Delikatny wiaterek poruszał zielonymi listkami
drzew. Wstała z miejsca, a potem powoli ruszyła w kierunku kamienicy. Otworzyła
drzwi do mieszkania, a do jej uszu dotarły nieznajome głosu. Ostrożnie weszła
po schodach na piętro, gdzie ujrzała nieznanych jej ludzi. Przekręciła delikatnie głowę w prawo,
do jej oczu napłynęły słone krople łez kiedy dostrzegła martwe ciało swojego
kompana w kałuży krwi. Serce drastycznie przyśpieszyło swe bicie, gdy
zorientowała się, iż przygląda jej się para czarnych tęczówek.
- Pojawiła się nasza
zguba.
Przerażona Calliadora odwróciła się i zaczęła
uciekać. Wybiegła na ulice, wymijając samochody stojące w korku. Co chwile
spoglądała za siebie, aby ocenić czy ma jakieś szanse na ucieczkę. Byli coraz
bliżej, musiała przyśpieszyć.